Zacznę od tego, że u mnie w rodzinie ubezpieczenie na życie było od zawsze czymś naturalnym. Czymś dającym bezpieczeństwo nie tylko rodzicom między sobą ale i, albo głównie mnie i mojemu młodszemu bratu. Kiedy miałem lat 20 a mój brat 15 rodzice zdecydowali się na zakup domu, wiadomo kredy, hipoteka, ale do tego ubezpieczenie to coś czego nie mogło zabraknąć. Szczególnie, że moja mama jest nauczycielką w przedszkolu więc większość funduszy na życie pochodziło od taty, on by sobie sam poradził, ale mama to już niekoniecznie. I wiadomo tak jak się ma w domu nieraz ma się błędne przekonanie, że tak jest wszędzie. W między czasie zacząłem studia prawnicze i rozpocząłem swój staż w kancelarii komorniczej. Do moich obowiązków należało głównie odbieranie klientów od stron postępowania. Często dzwoniły do mnie rozżalone kobiety, które były bliskie straty wszystkiego. Często dopytywałem jak to się w ogóle stało, że do tych zadłużeń doszło. Najczęściej początkiem była tragedia, zazwyczaj śmierć albo choroba/wypadek w rodzinie. I to nie tylko tych co byli jedynymi żywicielami rodziny, bo jak zmarła albo zachorowała żona, która zajmowała się domem i dziećmi, to głowa rodziny często musiała zmieniać pracę albo w ogóle z niej zrezygnować aby zająć się dziećmi. Rozpoczynało się koło zadłużenia. Zawsze zastanawiałem się co z ubezpieczeniem, niestety często okazywało się, że było niewystarczające a jeszcze częściej, że nie było go w ogóle. Męczyło mnie, że rozmawiam z ludźmi już na etapie, kiedy niewiele mogę im pomóc. Dlatego stwierdziłem, że coś zmienię w swoim życiu, zamiast mówić ludziom, że już niewiele da się zrobić zacznę ich edukować. Tydzień po obronie mojej pracy magisterskiej z prawa zwolniłem się z pracy. W międzyczasie edukowałem się z ubezpieczeń i wiedzy finansowej, aż dostałem możliwość pracy w branży ubezpieczeń na życie. I tak zaczęła się moja przygoda.
Biuro PSRDU.PL: 509 771 032